Desery | Kuchnia | Przepisy | Wegetariańskie

Pływająca wyspa. Węgierska

Lubię polskie lato. Za to, że nieprzewidywalne. Że leje i grzmi, by za chwilę wybuchnąć upałem. Lubię polskie lato za te złote pola, za rumianki, za gorące jeziora i zimne morze. Za grzyby i jagody, za wodne rowery, ogniska i śpiewy. Za krzywe pomosty, na których nocą można oglądać gwiazdy, za świerszcze, komary, mrówki i ćmy. A Wy za co lubicie polskie lato?

Po leniwym weekendzie, pracowity poniedziałek. Kończymy pracę przy smakowitym kalendarzu. Sporo się dowiedziałam o słodkościach, którymi zajadają się nasi dalsi i zupełnie bliscy sąsiedzi. Dzisiaj przedstawiam wam węgierską pływającą wyspę, która przypomina mi do złudzenia naszą zupę „nic”. Pamiętacie ją z dzieciństwa? Deser w sam raz na gorące popołudnie.

Hungarian Floating Island

2 jajka
700 ml mleka
50 g cukru
1 łyżka cukru pudru
1 łyżka mąki
pół laski wanilii
1/2 łyżki soku z cytryny
szczypta soli

Mleko wlać do garnka, dodać rozkrojoną laskę wanilii. Podgrzać na wolnym ogniu do ok. 80st.C (czyli ma być gorące, ale nie gotujące).
Oddzielić żółtka od białek. Z białek z odrobiną soli ubić pianę. Pod koniec ubijania dodać sok z cytryny i cukier puder. Piana powinna być sztywna i błyszcząca.
Łyżką do zupy kłaść porcje piany na gorące mleko, gotować ok. 1 minutę z jednej strony, następnie obrócić i gotować jeszcze minutę. Gotowe pianki wyłożyć delikatnie na sitko.
Mleko przecedzić przez sitko i ponownie wlać do garnka. Rozprowadzić w nim mąkę. Żółtka utrzeć z cukrem na puszysty krem. Dodać do nich dwie łyżki gorącego mleka, żeby się nie ścięły, następnie całość przelać do garnka z mlekiem. Gotować na małym ogniu, cały czas mieszając, aż masa jajeczna zgęstnieje.
Krem dobrze schłodzić, a następnie przelać do pucharków. Na wierzchu ułożyć pływające wyspy.

Zdjęcia: Lubo Lipov

avatar Beata Lipov

Dziennikarka, zawodowo piszę i fotografuję. Na zamówienie urządzam wnętrza, przeprowadzam metamorfozy, robię coś z niczego, inspiruję i motywuję kobiety, prowadzę warsztaty kulinarne, craftowe i fotograficzne. Założyłam i niezmiennie z przyjemnością piszę blog Lawendowy Dom.

Zapraszam

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Trafiłam przypadkiem i zostaję! bo przyjemnie tu i romantycznie! zapraszam gorrrąco na rewizytę :)
Pozdrawiam!

Polskie lato najbardziej lubię za to, że bywa znośne w temperaturach i nie jest nudne w upałach ;) wbrew pozorom to fajne..lubię je za pola kwitnącego rzepaku i rechot żab upalnym wieczorem..:)

Z tym lubieniem za komary i zimne morze to bym polemizował… w zeszłym tygodniu byłem trzy dni z młodym pod namiotem w Krynicy M. :)))
pzdr!

gdy tak próbuję przywołac sobie w pamięci.. to chyba jednak nigdy nie jadłam takiej zupy

niesamowite zawsze obrazki tu znajduję

Nigdy nie jadłam zupy nic, choć przepis na nią mam już od bardzo dawna.

Pięknie piszesz o polskim lecie. Szkoda, że mnie rzadko przychodzi posmakować go w pełni. Samej smutno siedzi się na, nieistniejącym w dodatku, pomoście…

Pozdrawiam!

Lubisz zimne morze? Ja lubię za góry w lecie.
A co do przepisu to akurat za kilka dni wybieram się na Węgry :)

Beatko, wszystkie zdjęcia z tego postu wywołują u mnie wodne skojarzenia. Nic tylko chcaiałoby się kapieli w morskich falach zażyc,a potem smakowac pyszny deser.U mnie konkurs na blogu- zapraszam. Bożena

uwielbiam lato za stragany uginające się od świeżych owoców i warzyw, w tym malin, aromatycznych pomidorów

za to też, że łatwo i tanio można być na zdrowej diecie, że warzywa i owoce skutecznie zastępują słodycze :)