Mikroblog

O kobiecej sile, czyli o tym, że miłość się mnoży a nie dzieli.

Opowiem Ci moją historię. Nie jakąś tam lekką opowiastkę, jak to sobie kupiłam nową kieckę, albo odmalowałam stołek w kuchni, ale wiesz, taką historię prosto spod serducha, taką, co to porusza mnie nawet teraz, choć minęło kawał czasu. Znasz pewnie ten popularny na Facebooku tekst – Spadłaś? Powstań! Popraw koronę i idź dalej – to jest banał, ale też kwintesencja naszej kobiecej niewyobrażalnej siły. O czym to będzie? O zwyczajności, o tej sferze życia, która dotyczy większości z nas. Zawsze chciałam mieć dużą rodzinę. Dumałam, że będę sobie siedzieć gdzieś przycupnięta przy stole, wokół harmider jakiś, zamieszanie, ruch, głosy, telewizor, taki tam domowy zwykły bałaganik. No i ja sobie siedzę gdzieś tam w kątku i coś piszę. Bo pisałam od zawsze. Po tacie tak mam. On też pisał. No i bardzo chciał, żebym ja, jego jedyna córka też pisała, bo jakoś tak od razu mnie rozpracował, że słowa mi się łatwo układają w jakieś takie mniej więcej składne zdania. No i nudził i męczył, że mam w życiu dorosłym pisać. Ale nie ze mną te numery. Czy jest tu ktoś, kto widział posłusznego nastolatka, co to wypełnia oczekiwania rodziców bez szemrania? No proszę Cię, nie ma takich dzieciaków. Jak Ci ojciec mówi, że dobrze Ci pisanie wychodzi, to ty mówisz, że masz to w nosie i że zostaniesz nauczycielem francuskiego, albo strażakiem, a ja to chciałam być kwiaciarką i układać bukieciki. Zawodowo. No i tak skończyłam na wydziale dziennikarstwa i piszę. Tak jak tata chciał. Ale koniec tych dygresji, wracajmy do obrazka takiego, że ja siedzę i piszę, a wokół dzieciaki się plączą i ten domowy harmider brzęczy wokół. Tylko, że jakoś za nic mi to nie szło. Niby urodzić dziecko to nie jest wielka filozofia. Przecież tyle kobiet rodzi zdrowe bobasy jakby nigdy nic. Pstryk i już mają dziecko. No dobrze, trochę się przy tym namęczą, ale w końcu zostają mamami. A ja chciałam i nie wychodziło. Bardzo nie wychodziło. No cóż, staranie się o pierworodną zajęło 6 lat. I wiesz co, był to bardzo słaby czas. Głównie zajmowałam się płakaniem. No i leżeniem w szpitalu. Czasami łączyłam te dwie aktywności, czyli leżałam w szpitalu i płakałam. I tak sobie mijał dzień za dniem, a ja powoli traciłam nadzieję, że się uda. Po pierwszej stracie leżałam w białej pościeli i myślałam, że umrę z rozpaczy. Potem było jeszcze gorzej. Było tak źle, że ja jako kobieta przestałam istnieć. Byłam jedną wielką rozpaczą z krwawiącą raną gdzieś w środku. Był sierpień, spacerowałam po jakimś parku w ramach rekonwalescencji i ryczałam jak bóbr. Tu wózek, tam jakiś malec z piłką, tu piaskownica, tu matka karmiąca dziecko. Słońce świeciło, błękit nieba upstrzony pierzastymi chmurkami no i ja. Rycząca do wewnątrz, żeby ludzie nie pouciekali. I gdy po kolejnych dwóch latach nieśmiało pojawia się nadzieja, że coś drgnęło, że chyba tym razem dobrze będzie bo brzuch większy i większy, a w tym brzuchu jakieś ruchy takie nieśmiałe się pojawiają to przez chwilę nawet ja dałam się na to nabrać i zaczęłam się leciutko uśmiechać i nawet coś tam marzyć, że może się uda. Ale się nie udało. I wtedy po raz pierwszy w życiu poczułam, że jestem na samym dnie. Po narkozie, obolała i nie do końca jeszcze przytomna otworzyłam oczy. Leżałam w białej sztywnej pościeli i poczułam, że właśnie sięgnęłam stopami dna. I coś dziwnego się wydarzyło. Mogłam tam zostać, zanurzyć się w swojej rozpaczy. Albo lekko poruszyć stopami, naprężyć palce i odbić się. Tak zrobiłam. Nie wiem, skąd znalazłam siłę, ale zrobiłam to. Pomyślałam wtedy – Betty, gorzej być nie może. A że jakoś być musi, to może teraz, dla odmiany będzie lepiej?

Jest w nas kobietach niebywała siła i moc sprawcza. Nawet, gdy jest bardzo źle, gdy życie doświadcza nas boleśnie i nic nie idzie jak trzeba, potrafimy znaleźć w sobie determinację i patrzeć do przodu z nadzieją. Potrafimy zebrać się w sobie, zacisnąć zęby, przykleić na twarz uśmiech nr 3 i nawet po najbardziej bolesnym upadku podnieść się, otrzepać kieckę i iść dalej. Tak było ze mną. Po sześciu latach walki zostałam w końcu mamą. I choć przyszło mi to z takim trudem to miałam w sobie tyle bezczelności, że zapragnęłam więcej i jestem dziś mamą potrójną. I wiesz co? Co dzień rano, gdy wyciągam te moje potargane córki z łóżek to myślę sobie, że mam niebywałe szczęście. Powrócił obrazek, który miałam w głowie jako nieopierzona nastolatka. Mam niewielkie biurko w roku pokoju zwanego szumnie salonem. Za plecami kanapa i telewizor włączony na full, obok wielki stół. Drzwi wejściowe wciąż trzaskają. Wpadają moje dziewczynki, zaglądają dzieciaki sąsiadów na pizzę, co chwilę coś o coś pyta. Ktoś robi picie w kuchni, na podłogę upadł talerz i roztrzaskał się z hukiem. Pies zwinął z talerza kotlety, przewróciła się hulajnoga w korytarzu. A ja mam termin oddania tekstu na dziś i walę w klawiaturę jak zawodowy dzięcioł. Na chwilę przerywam to moje stukanie. Rzucam okiem i widzę dużą rodzinę i siebie przycupniętą przy stole, wokół harmider jakiś, zamieszanie, ruch, głosy, telewizor, taki tam domowy zwykły bałaganik. No i ja sobie siedzę gdzieś tam w kątku i coś piszę… Tata miał rację.

O marzeniach, kobietach i niesamowitej sile, jaka w nas tkwi pisze w najnowszym numerze Twój Styl. Razem z Dermiką i Twoim Stylem zapraszamy do wzięcia udziału w wyjątkowym konkursie o nas, kobietach. Wejdź na stronę kobiecahistoria.pl i napisz swoją historię o tym, jak stałaś się silna i piękna. Bo warto dzielić się tym co dobre, nawet jeśli wydaje Ci się, że to nic wielkiego. Moja historia to tylko jedna z setek historii jakie mogłaby opowiedzieć każda z nas.

Wpis powstał we współpracy z marką Dermika.

fot. Kacper Budziłowski AparatyDwa

 

avatar Beata Lipov

Dziennikarka, zawodowo piszę i fotografuję. Na zamówienie urządzam wnętrza, przeprowadzam metamorfozy, robię coś z niczego, inspiruję i motywuję kobiety, prowadzę warsztaty kulinarne, craftowe i fotograficzne. Założyłam i niezmiennie z przyjemnością piszę blog Lawendowy Dom.

Zapraszam

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Jest Pani piekna kobieta, piekna takze w srodku. I bardzo dzielna. I kobieca taka…

Moja historia jest troszke podobna. W tej chwili jestem szczesliwa mama i spelniona kobieta. Bo mam cieply, dobry dom i spelniaja sie moje marzenia, takze te z tych niemozliwych…

Bardzo lubie do Pani zagladac :-)

Ja wlasnie …jestem w szpitalu to juz trzecia strata…ale nie poddam sie i bede walczyc o rodzine dalej.Taka historia jak Pani dodaje otuchy. Gratuluje i pozdrawiam

To historia zupełnie jak moja… I moja również ma happy end, przy mnie w łóżeczku śpi niemowlę, a za ścianą śpi czteroletni pierworodny. Nie było łatwo, te lata starań wspominam ze smutkiem.. Ale było warto!!! Zdecydowanie siła jest kobietą!!! O, zawalczę raz jeszcze, o małą kobietkę tym razem, bo w domu poza mną to jedynie kot jest dziewczyną 😉