Po odejściu naszej suczki Midy długo dochodziliśmy do siebie. Kto to przechodził, ten wie, jakie to trudne doświadczenie dla całej rodziny. Po kilku miesiącach pojawiła się myśl o kolejnym psie. Wtedy też padła propozycja, żeby to był pies ze schroniska. Zaczęliśmy poszukiwania wierząc, że wśród tysięcy psów bez domu jest gdzieś ten jeden, który czeka na nas. I tak trafiliśmy do Schroniska w Korabiewicach i znaleźliśmy tam naszą Morwę. Ok. 3-letnia duża suka o smutnych oczach przybyła do naszego domu pod koniec listopada. Nie umiała wchodzić po schodach, w ogrodzie kopała sobie jamy, w których się chroniła przed światem. O treningu czystości mogliśmy zapomnieć, pies mieszkał wcześniej w klatce i nie miał pojęcia o co chodzi z tymi spacerami i po co właściwie się na nie chodzi. Kolejne 8 miesięcy zajęła nam nauka posłuszeństwa i powolna socjalizacja. Dopiero po tym czasie powoli zaczęliśmy spuszczać ją ze smyczy na spacerach. Jej lęki wobec innych psów powoli, bardzo powoli zaczęły ustępować. Staje się psem „normalnym”, skorym do zabawy, ufnym. Traktuje nas, czyli swoje stado bardzo opiekuńczo. Potrafi być stanowcza, jeśli ktoś przekracza bezpieczne dla naszej rodziny granice. Dla naszych dzieci cierpliwa i delikatna. Poza problemami adaptacyjnymi, biorąc psa ze schroniska trzeba się liczyć z problemami zdrowotnymi. W przypadku Morwy jest to problem z łapą, która nosi ślady solidnego pokiereszowania. Na łapie znajdowała się też niegojąca się rana, którą po wielu wysiłkach udało się wyleczyć. Dzięki dociekliwości, uporowi i cierpliwości mojego męża oraz wsparciu najstarszej córki, która cierpliwie zmieniała codziennie opatrunki, rana się zagoiła, a pies odzyskał dobrą formę. Wreszcie, po tylu miesiącach nasza Morwa ma wilgotny, zdrowy psi nos, choć w oczach wciąż widać ślady smutku. Piszę o naszych doświadczeniach celowo. To poważna decyzja, w której nie ma miejsca na chwilowe zrywy serca. Pies ze schroniska to doświadczenie często ciężkie, to psy po przejściach, psy z problemami, psy, które potrzebują dużo uwagi, poświęcenia, cierpliwości i miłości. W zamian najcenniejszy dar – 100% psiego serca.
Historia schroniska w Korabiewicach, podobnie jak historia wielu schronisk na zwierząt w Polsce to nie wesoła bajka, lecz ponura rzeczywistość, z którą trudno się zmierzyć. Na szczęście fundacja Viva i oddani wolontariusze już od ponad roku sprawiają, że los zwierząt powoli się poprawia. Nadchodzi zima, czyli najcięższy czas na zwierząt. Żeby je zabezpieczyć i dać szansę przeżycia tych trudnych miesięcy potrzebna jest szybka pomoc. Cytuję apel schroniska:
Drodzy Przyjaciele,
już od ponad roku zajmujemy się Korabiewicami, inwestując w nie ogromne emocje, czas i pieniądze. W tym czasie z zapałem pracowaliśmy nad odbudową schroniska, a opieka nad nim pochłonęła bardzo duże środki finansowe oraz rzeczowe. Z tego powodu znaleźliśmy się w bardzo trudnej sytuacji finansowej.Zapewnienie bezpieczeństwa naszym podopiecznym nadal wymaga bardzo dużych nakładów finansowych. Potrzebujemy zastrzyku pieniędzy, aby móc zachować równowagę i przetrwać.
Stąd nasz pomysł – I Korabkowy Kalendarz Przyjaciół (kalendarz 2014).
Ja już kalendarz kupiłam. Bardzo liczę na Was, drodzy czytelnicy. Tu znajdziecie informacje o akcji i o schronisku. Mam nadzieję, że wspólnie nam się uda!
Komentarze
Piękna, mądra sunia <3
Zuza :) Dziękuję i pozdrawiam bardzo serdecznie.
Cudna ta Twoja psinka.:) W psich oczach widać wszystko, radość z bycia blisko ze swoim człowiekiem, wdzięczność za otrzymany dom.
Moja Xena jest z nami już 10 lat; to też schroniskowa psina, która na szczęście nie poznała dobrze co znaczą kraty i ciasny boks schroniska – przebyła tam tylko 2 tygodniową kwarantannę, po której trafiła do nas.
Miała wtedy maksymalnie około 2 lat i chociaż od samego początku nas pokochała i garnęła się do przytulania i głaskania, to jednak szybko okazało się, że ma za sobą trudne przejścia.
Była oczywiście wychudzona, łatwo więc było wyczuć krzywo zrośnięte kości łopatki i miednicy z jednej strony. Do tego dochodził strach przed mężczyznami, przed wsiadaniem do samochodu, przed podniesionym wyżej patykiem..Bała się wielu rzeczy, ze strachu potrafiła popuścić, schować się. Ale od nas otrzymywała mnóstwo miłości, cierpliwości, żadnych kar – sama wiedziała, że coś zrobiła nie tak i potrafiła „przeprosić”.:)
Teraz widzimy wszystko co zmieniło się przez te 10 lat i to naprawdę wspaniałe uczucie – wiedzieć, że dzięki nam to kudłate szczęście ma swój dom, w którym czuje się swobodnie, że kiedy się przestraszy, wie że może przyjść się przytulić, że czuje się dobrze z nami.:)
Tak jak piszesz, pies ze schroniska to poważna decyzja, ale wielki dar kochającego psiego serca.:)
A ten kalendarz to świetny pomysł!:)
Pozdrawiam
Marysia:)
Marysiu, powiem Ci, że nie oczekiwałam, że to będzie taka cudowna sunia. Codziennie to sobie powtarzamy :) Pozdrawiam bardzo serdecznie!
W tej chwili mam 2 psy przygarnięte prosto z ulicy. Kiedyś miałam psa ze schroniska, akurat nie miałam z nim (a właściwie nią) żadnych problemów, o jakich tu mówicie, poza tym, że sunia była leciwa, i już po dwóch latach nas opuściła. Moja koleżanka ma rasowca z hodowli. Czasem dziwi się „Kurcze, ale te psy cię kochają. Mój tak się nie cieszy, gdy wracam do domu”. I tyle w tym temacie.
PS. Gdybyś była zainteresowana namiarem na wspaniałych weterzynarzy z Anina, to daj znać. Leczą moje zwierzaki już 20 lat, i czystym sumieniem mogę ich polecić. Fachowość, wielkie serce dla zwierząt i rozsądne stawki.
Agnieszko, bardzo chętnie :)
Kalendarz kupiłam :-)) Sprzedano już ponad 1100 sztuk, więc jest duża szansa, że zgromadzą te 90 tys., które potrzebują na remont ;-))). Huraa!
Trzymam mocno kciuki za powodzenie tej akcji :)
Myślę, że dobrych ludzi warto polecać otwartym tekstem, niekoniecznie na priva, zasługują na to.
Wspaniali weterynarze – Iwona i Piotr Chodorkowie. Żona doskonały diagnosta, mąż super sprawny chirurg. Mają gabinet na III Poprzecznej, bliżej Wydawniczej (Wydawnicza to ta, która biegnie wzdłuż torów kolejowych). Gabinet otwarty od 10 do 19, z przerwą 13.30-15.00. W soboty do 14.00., z tym, że od jakiegoś czasu na wizytę w sobotę trzeba się umawiać telefonicznie, bo po prostu tworzyły się potworne kolejki. Telefon 022 812 64 33. Polecam z czystym sumieniem.
Agnieszko, wielkie dzięki, wielkie!
Pani Beatko bardzo Pani urosła w moich oczach tym artykułem, to bardzo podnoszące na duchu, że są tacy ludzie jak Pani i Pani rodzina
nemezis, zależy mi bardzo na tym, żeby uświadamiać ludziom, że adopcja psa to bardzo poważny krok, to ryzyko, bo nigdy nie wiemy, jaki pies do nas trafi. To odpowiedzialność, ale też niesamowita radość. Dzięki za komentarz.
To prawda – psy ze schroniska nie są łatwe. Trzeba się dobrze zastanowić zanim podejmie się decyzję ale warto ! To najcudowniejsze psiaki i wystarczy myśl, że gdyby nie my… Gdyby nie to, że poświęciliśmy mu tyle czasu i stał się „normalny” .. To nikt by tego nie zauważył ! Psy z problemami często kilkakrotnie wracają z nowych domów aż w końcu zostają w schronisku na zawsze .. Więc warto poświęcić nawet ten rok czy dwa lata na uratowanie psa ♥
Zapraszam na schroniskowego bloga – okiem wolontariuszki ;)
http://wolontariatwschronisku.blogspot.com/