Jeśli Wam zdradzę, że pierwszy mój kontakt z tym toskańskim przysmakiem miał miejsce wcale nie podczas jakiejś romantycznej włoskiej wyprawy, tylko pewnego lodowatego i ulewnego weekendu, który spędzałam na… tratwie, spływając Biebrzą. Było zimno, bardzo zimno, mokro, bardzo mokro, a rzeka wiła się bez końca. Na szczęście mieliśmy ze sobą kosze wypełnione po brzegi prowiantem, który topniał wprost proporcjonalnie do ilości lodowatej wody lejącej się z nieba. Na dnie jednego z koszy znajdowało się właśnie, owinięte w pergamin panforte. Jego smak mam wciąż w ustach i dziś postanowiłam go odnaleźć. Przepis dostałam od Małgosi, mojej jogowej mistrzyni i jak to ja, przystosowałam go do swoich potrzeb. W kuchni towarzyszyło mi niewielkie, poręczne urządzenie.
Siedmiocalowy Lenovo IdeaPas A2107A został od razu po przybyciu do Lawendowego Domu sprawdzony w warunkach polowych, a właściwie kuchennych. Zazwyczaj przepisy drukuję na niezliczonych karteluszkach i prawie od razu je gubię. Tym razem podparłam się technologią i nawet odrobina mąki na ekranie nie zaszkodziła ani mi, ani jemu…
PANFORTE
400g migdałów
400 g orzechów
150g ciemnej czekolady
300g miodu
150g cukru
300 g różnych owoców suszonych
½ łyżki skórki otartej z pomarańczy
200g mąki
szczypta pieprzu
2 łyżeczki cynamonu
1 łyżeczka utartej gałki muszkatołowej
10 g cukru pudru do posypania
Połowę migdałów i orzechów zmielić. Czekoladę połamać na małe kawałki. Suszone owoce pokroić na kawałki podobnej wielkości. Miód i cukier podgrzać, a następnie zdjąć z ognia i dodać zmielone oraz całe migdały, orzechy, cukier, czekoladę, owoce suszone, skórkę pomarańczową i przyprawy. Stopniowo dodać mąkę, całość dokładnie wymieszać i przełożyć do okrągłej blaszki wysmarowanej tłuszczem i wyłożonej papierem do pieczenia. Wstawić do piekarnika nagrzanego do 180 st.C i piec ok. 30 minut. Zostawić w formie do wystudzenia, a następnie wyjąć i posypać cukrem pudrem. Ciasto przechowuję owinięte w folię spożywczą. I muszę Wam powiedzieć, że z każdym dniem staje się lepsze.
Komentarze
alia, dzięki za namiar na „Paprikę”.
Zgadzam się, że mobile urządzenia są świetne w kuchni. Na razie mam tylko Kindle, ale i on daje radę. Przesyłam sobie do niego przepisy z własnego bloga i innych stron.
O to chodzi. I mam wszystko pod ręką, bez gubienia kartek :) Pozdrawiam!
Tablet w kuchni to świetny pomysł! Jestem za – sama mam mnóstwo karteczek z przepisami, niektóre już rozpadające się, i chętnie zastąpię je jednym poręcznym urządzeniem. Tym bardziej, jeśli nie szkodzą mu warunki polowe :-)
Lubię panforte. mniaaam.:)
I podoba mi się Twoja koszula!:)