Mikroblog

Moje chudnięcie, odcinek pierwszy, czyli oko w oko z wagą…

Nie jestem typem specjalnie lubiącym się dzielić swoimi problemami, ale w tym wypadku uznałam, że moja historia może pomóc innym. Nagle tyjesz i spostrzegasz, że ta osoba w lustrze to nie jesteś Ty. I zaczynasz próbować różnych diet, które rzucasz po tygodniu lub  dwóch, potem zajadasz frustrację i cała zabawa zaczyna się od nowa. W pewnym momencie poczułam, że nie chcę brnąć w to dalej i postanowiłam spojrzeć mojemu obcemu ja prosto w oczy. Początek nie był przyjemny…

Spodnie są tak ciasne, że nie udaje mi się ich dopiąć. Ja z natury drobna kobieta w ciągu roku powiększam się o jakieś dwa rozmiary i z mojej zwykłego 36 wskakuję w 40-tkę i to na wdechu. Mam krągłe ramiona – ok, to kobiece. Mam krągłą buzię – przynajmniej zmarszczki nie są tak widoczne, mam dużą pupę – nigdy takiej nie miałam i masywne uda. Z lustra spogląda na mnie sympatyczna na pierwszy rzut oka, okrągła blondynka. To ja, a jakby nie ja.

Wreszcie przychodzi moment krytyczny w… przebieralni w Zarze. Nie wchodzę w dżinsy w rozmiarze 40! Aaaaaaa, no dobrze, spokojnie, to jakiś fatalny fason dla kobiet bez bioder i z nogami jak patyki. Aaaaaaaa, jestem wielorybem. Nie jestem, ale tak się czuję. Nie dlatego, że wszystkie kobiety w rozmiarze powyżej 40-tki są wielorybami. Chodzi o to, że ja zawsze byłam raczej chudzielcem, szczuplakiem, zwyczajnie z natury, a teraz mam udo jak zawodnik sumo.

No dobrze, jestem po czterdziestce, no dobrze, urodziłam i wykarmiłam trójkę dzieci, no dobrze, zaraz na pewno dopadnie mnie menopauza, to naturalne, ale… Aaaaaaaa, ta w lustrze to nie ja! W mojej głowie lęgnie się postanowienie – chcę wrócić do swojego ja. Nie straszne mi te 40+ lat na karku, bo lubię siebie i swoje życie. Ja chcę zwyczajnie być Beatą zwykłą, w swoim rozmiarze. Chcę się znowu poczuć dobrze w swojej skórze.

Krok pierwszy – potrzebuję pomocy.

Przychodzi taki moment w życiu, gdy czujesz, że nie dasz rady zrobić kroku bez pomocy. U mnie to był ten moment w przebieralni w Zarze. Wtedy zrozumiałam, że nie dam rady sama, muszę poprosić o pomoc. Piszę do Ani Sierpowskiej, szefowej projektu wellnessowego w Sante i zwierzam się jej z sytuacji, a ona prostu umawia mnie i Lubo (który od początku towarzyszy mi w tej przygodzie) na pierwszą wizytę w Ovo Studio. Wizyta wyznaczona za tydzień, a ja już wiem, nie wiem jak, ale czuję, że właśnie zrobiłam pierwszy krok do mojej zwyczajnej ja sprzed roku.

Pierwsza wizyta w Ovo Studio

Fotor0605102343

Nigdy wcześniej nie byłam w takim  miejscu. W centrum Warszawy stara, piękna, zadbana kamienica, oaza wyciszenia i niesamowitego spokoju. Wchodzimy, zrzucamy buty. Czuję, że trafiliśmy, gdzie trzeba. Nie ma bajerów, jest naturalnie, przyjaźnie i kojąco. A ja otwieram się bardziej, niż się spodziewałam i mierzę się z sobą i swoimi ostatnimi przeżyciami, z utratą dawnej mnie. Lecą łzy, bo jestem jednak cholerny wrażliwiec. Staję na wadze pierwszy raz od wielu miesięcy i widzę, że jest gorzej, niż się spodziewałam (spójrzcie na moją minę na zdjęciu). Tak, jestem wielorybem, z BMI na poziomie wskazującym nadwagę, a do mojej zwykłej, naturalnej wagi muszę zgubić… 15 kilogramów! Czy dam radę?

Tydzień obserwacji

Dzień w dzień latam do kuchni z telefonem i pstrykam wszytko, co trafia do mojego brzucha. Musimy się przyjrzeć temu jak się odżywiam i co można skorygować, żebym zaczęła zrzucać te 15 kg, których nie potrzebuję. Jednocześnie pojawia się w moim życiu zmiana, której się nie spodziewałam…

Ciąg dalszy nastąpi, a w nim pojawią się nowi bohaterowie i rozbłyśnie światełko nadziei… Tych, co od czytania robią się głodni odsyłam tu, na zdrowe, nietuczące jaglane ciasteczka :)

 

avatar Beata Lipov

Dziennikarka, zawodowo piszę i fotografuję. Na zamówienie urządzam wnętrza, przeprowadzam metamorfozy, robię coś z niczego, inspiruję i motywuję kobiety, prowadzę warsztaty kulinarne, craftowe i fotograficzne. Założyłam i niezmiennie z przyjemnością piszę blog Lawendowy Dom.

Zapraszam

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Mam ten sam problem, który się spiętrzył przez ostatnie 4 lata, głownie za sprawą bloga ;)

Trzymam kciuki za metamorfozę, z takim sztabem ludzi musi się udać! Widać takie momenty motywują, u mnie był to Tłusty Czwartek wiele lat temu, kiedy to tak objadłam się pączków, że postanowiłam coś ze sobą zrobić. Udało mi się, bo nie dopadło mnie jojo , a schudłam 30kg :) Tak więc przesyłam pozytywne fluidy i życzę powodzenia!
Pozdrawiam, Kaśka :)
kasine-roznosci.blogspot.com

Beatko,gratulację.Jak czytam Twoje słowa to jakbym czytała o sobie.Ja właśnie jestem na takim etapie.Od stycznia niby próbuję schudnąć,ale marny efekt widzę,masakra. Pozdrawiam Ciebie i trzymam kciuki!

jestem w tym miejscu gdzie Ty w tym wpisie. Mam już świadomość, jak długa droga przede mną….i jak bardzo chcę zalożyć upragniona parę jeansów….

Bardzo, bardzo moooocno trzymam kciuki za Pani powodzenie:) – musi się udać!:) 15 kg to wcale nie tak dużo – 2-3 miesiące rozsądnej diety i umiarkowanego wysiłku fizycznego…
Wiem co mówię – moje życie to jedna wielka walka z kilogramami – balansowanie pomiędzy miłością do gotowania, pieczenia i jedzenia, a skłonnością do tycia (a teraz to i spowolnionym z wiekiem i każdą kolejną dietą metabolizmem):(.
Osobiście polecam dietę hcg – pozwala schudnąć bez większego wysiłku i zachować ładną sylwetkę przy jednoczesnym (umiarkowanym oczywiście) powrocie do niektórych „grzeszków żywieniowych”.