Dania główne

Lunch box 450 kcal. Pięć wymówek, które sprawiają, że tyjesz :)

A czy Ty dziewczyno, czy Ty chłopaku, jecie smacznie i zdrowo w pracy? Przyznaję, trzeba się nieco wysilić, a my przecież nie lubimy się za bardzo wysilać, prawda? No, ale chodzą słuchy, że kończy się niebawem styczeń, luty przeleci migiem i przyjdzie marzec, a z marcem wiosna. I już słyszę te jęki grupowe i zawodzenia, że spódnica za ciasna, że kiecka nie leży jak trzeba, że marynareczka trzeszczy w szwach. Więc kochana moja czytelniczko i Ty, kochany czytelniku, przełknij ostatnią w tym sezonie drożdżóweczkę z budyniem, popij kawką z mlekiem tłustym i cukrem, odsuń z blatu biureczka krakersiki do przegryzania i mieszankę bakalii z czekoladzie (bo podobno mają magnez i poprawiają pracę mózgu) i zapomnij o tym co było. Czas na nowe, zdrowe nawyki. To teraz krótko, w punktach – dlaczego tyjesz i po co Ci różowe pudełeczko:

1. Bo nie mam czasu na gotowanie w domu – no oczywiście że czasu brak, bo dzieci, praca, dom, pralkę trzeba załadować i zmywarkę rozładować, a potem jesteś zmęczona/zmęczony i trzeba trochę się zrelaksować na Facebooku lub Pudelku.

Moja odpowiedź – to jest najsłabsza wymówka, jaką słyszałam. Wszyscy gonimy w piętkę, ale też marnujemy swój czas na głupoty. Chcesz poprawić swoje samopoczucie, zdrowie i figurę, to rusz tyłek z kanapy i wrzuć do piekarnika pieczeń, zmiksuj zupę i zetrzyj buraki na sałatkę. To naprawdę nie jest żadna filozofia, po prostu działaj! I kup sobie różowe/żółte/niebieskie/ w kratkę/ łaciate/czy jakie tam chcesz pudełko na prowiant do pracy.

2. Bo nie cierpię biegać – ha, ha, ha, ha, ha, ha, ha. Ja też nienawidzę biegania, skakania i zadyszki, ale mogę sobie codziennie trochę potruchtać w tempie wolniejszym niż marsz. Wyglądam jak emerytka, ale tylko z daleka. Bo to niepoważne zupełnie truchtanie wyrzeźbiło mi nogi i talię i jeszcze parę innych fragmentów ciała o których nie będę się teraz rozwodzić i pomogło w zrzuceniu 10 kg. I uwierzcie, że rok temu czułam się o 10 lat starzej, a teraz wciągam na tyłek te moje obcisłe gatki, sznuruję różowe buty do biegania i czuję się bosko!

Moja odpowiedź – to kolejna mega słaba wymówka z serii – bieganie, to nie dla mnie. A kiedy ostatnio próbowałeś poruszać się rano lub wieczorem? Nie mówię tu o bieganiu za dwulatkiem, o bieganiu po sklepach i o biegach na przystanek autobusowy. Mówię o regularnym ruchu przynajmniej 4 razy w tygodniu. Jeśli chcesz coś ze sobą zrobić, zmienić tego wewnętrznego wieloryba w zwinną szprotkę, to po prostu rusz tyłek i to już!

3. Zacznę na wiosnę – no chyba żartujesz! A co ta wiosna ma takiego, że poświęcasz 3/4 roku na czekanie na nią? Przed wiosną jest zima, super moment na wzięcie się za siebie. Wieczory się dłużą, więc zejdź z kanapy i wieź się za siebie, bo życie się toczy mimo zimy, deszczu, śniegu. Szkoda czasu. Zacznij wrzucać w siebie rzeczy przemyślane – myślenie nie boli. Więc zamiast słodzonego serka o zapachu zbliżonego do wanilii na duży głód, zjedz coś, co dostarczy Twojemu organizmowi wartościowych składników.

Moja odpowiedź – zacznij dziś, to na wiosnę będziesz w lepszej formie i w lepszym zdrowiu. Kolejny zimowy długi wieczór, który przyjdzie jeszcze dziś, może być tym pierwszym wyjątkowym, który zapamiętasz do końca życia. To dzień, w którym wzięłam/wziąłem się za siebie. To co, zaczynasz dziś?

4. Nie cierpię głodować – a ja myślałam, że jesteś mądrzejsza/mądrzejszy. Przecież trąbię o tym od dawna, nie tylko zresztą ja, bo to nie żadne epokowe odkrycie. Żeby chudnąć, trzeba jeść! Regularnie, co trzy godziny trzeba zapodać tej skomplikowanej machinie, jaką jest organizm kolejną porcję treściwej paszy. Zdziwisz się, ile można zjeść, odchudzając się. Ja się też dziwiłam.

Moja odpowiedź – jeść często, ale z głową. Dlatego właśnie podsuwam Wam gotowce do zabrania do pracy. Bo to właśnie tam spędzamy najwięcej czasu podczas dnia i wrzucamy w siebie masę niepotrzebnych, pustych kalorii. Dlatego nie ma zmiłuj, nie ma rady moi drodzy, temat różowego/żółtego/niebieskiego/w kratkę/łaciatego/czy jakiego tam chcesz pudełeczka na prowiant powraca jak bumerang.

5. Próbowałam już wszystkiego, nie ma diety cud – cudowna wymówka dla gimnazjalistek! Jak zwał, tak zwał, ale ja tu nie piszę o żadnych dietach, tylko o zmianie trybu życia. Przestań się oszukiwać i kombinować jak koń pod górę. Nie ma diety cud, która jak dobra wróżka po tygodniu zabierze Ci te paskudne 5 kg co Ci zostało po ciąży/po świętach/po zimie. Może i zabierze, jak się bardzo postarasz, ale obiecuję Ci, że te kilogramy wrócą podwójnie, gdy się będziesz najmniej tego spodziewać.

Moja odpowiedź – zapomnij o diecie i spójrz prawdzie w oczy. To od Ciebie i tylko od Ciebie zależy, czy zamiatasz sprawę pod dywan i udajesz, że uwielbiasz swoją oponę na brzuchu i nie przeszkadza Ci, że nie potrafisz wejść bez zadyszki na drugie piętro.  Otyłość to nie żarty, tylko poważny problem zdrowotny. Wiem co mówię, wiem jak się czułam z 10 kg na plusie. Niby niewiele,  ale czułam się z tym dodatkowym balastem na prawdę paskudnie i nie chodzi tu tylko o względy wizualne. Więc przestań się wygłupiać i zacznij o siebie dbać. Tak po prostu, od dziś, bez ściemy. Bo wszystkie Twoje/Moje wymówki są niewiele warte. Tu chodzi o nas.

No to się namądrzyłam i tradycyjnie dorzucam kolejny pomysł na pudełeczko do pracy, który pomogła mi opracować dietetyczka Ewelina Bartniak ze Studia Sante. Tym razem pyszne, konkretne jedzenie z wkładką mięsną, bo sporo osób mnie o to prosiło. Pyszny, zimowy zestaw do pracy i jedyne 450 kcal :)

lunch box_2– Pieczeń nastawiamy w piekarniku na noc, rano będzie gotowa. Robi się sama, rodzina będzie Cię całować za nią po piętach, a w pracy będą zazdrościć. Przepis na pieczeń znajdziecie tu.

– Zupę miksujemy dzień wcześniej, przelewamy do słoika i rano tylko staramy się nie zapomnieć, żeby ją zabrać z lodówki do pracy :) Przepis na zupę jest tu.

– Do tego boskie warzywo korzeniowe, jakim jest upieczony w łupinie burak, obrany następnie i starty na tarce, w towarzystwie kilku włoskich orzechów i łyżki jogurtu.

Więcej pomysłów na lunch boxy znajdziesz tu.

lunch box

 

avatar Beata Lipov

Dziennikarka, zawodowo piszę i fotografuję. Na zamówienie urządzam wnętrza, przeprowadzam metamorfozy, robię coś z niczego, inspiruję i motywuję kobiety, prowadzę warsztaty kulinarne, craftowe i fotograficzne. Założyłam i niezmiennie z przyjemnością piszę blog Lawendowy Dom.

Zapraszam

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

zgadzam się ! ja jak nie mam czasu to gotuje sobie dwa jajka kroje papryke, marchewke biore kilka pomidorkow i mam gotowe jedzenie !! ;) do tego kilka orzechow. ;p

A jak potem tę zupkę zjadasz? Na zimno? Ja osobiście biorę termosy do pracy co polecam, zupka w termosik, kawka gotowana wg pięciu przemian, herbatka też. Do tego pyszny lunch box wg tutejszych pomysłów i jest pycha i zdrowo :)

Och jak ja nie lubiłam biegać. Ćwiczenie? To nie dla mnie. Tak było aż do kwietnia 2013 roku. Wtedy założyłam się z mężem, że za miesiąc zrobię 100 brzuszków. Zakład przegrałam, ale za to zaczęłam regularnie ćwiczyć. Dużo nie schudłam, z BMI 23,05 spadłam do 21,56, ale czuję się fantastycznie. Rok temu zaczęłam też biegać. Okazało się, że to lubię i biegam spokojnie 5 km. Jeżeli mam czas, to dociągam do 10.

Kochana więc tak kiedyś ważyłam 53kg teraz prawie 4więcej nie jestem otyła wszyscy mówią,że raczej szczupła,ale za chiny ludowe nie mogę się pozbyć tych kg po ciąży . Nie jem dużo,ruchu też mam sporo codzienne spacery z dzieckiem i od kilku tyg raz w tyg chodzę na zumbę . Problem leży pewnie w psychice bo słodycze jem nałogowo :(