Miejsca | Podróże

Cadaqués. Katalonia cz.I

Jeśli czytam w przewodniku opis typu „najpiękniejsza wioska na świecie” to od razu zapala mi się czerwona lampka. Postanowiłam sprawdzić, jak naprawdę wygląda katalońskie Cadaqués? Zabieram Was dziś na spacer, gotowi?

By dostać się do tej niewielkiej miejscowości trzeba się najpierw przedrzeć przez pasmo gór. Ostre skały otaczają miasto z trzech stron, z czwartej jest morze. Wąskie serpentyny prowadzą przez winnice i gaje oliwne.

Do miasteczka można dotrzeć kilkoma drogami, wszystkie równie kręte i wąskie, ale trud wart jest wysiłku. Oto ukazuje się skupisko białych budynków przyklejonych do siebie, nad nimi góruje kościelna wieża.

Biel i błękit, takie jest właśnie Cadaqués.

 

 

 

Krystaliczne wody obmywają skały, na których wznosi się miasteczko.

Choć wszędzie pełno turystów, którzy jak my, przyjechali, by zobaczyć to urocze miejsce, wąskie uliczki pnące się ku górze obiecują nie tylko ciszę, ale i przyjemny cień.

 

Do chodzenia oczywiście potrzebne są wygodne buty. Mogą być espadryle, albo typowe dla tego regionu skórzane sandały.

Tu życie toczy się niemal bez tajemnic.

Spacerując zaglądamy do otwartych na oścież domów, gdzie ludzie jedzą, oglądają telewizję, drzemią, czytają książki, malują obrazy. Wielu artystów tworzyło i tworzy nadal w tym miejscu. Picasso, Miro, Garcia Lorca, Breton, Dali. Długo by trzeba wymieniać. Przez przypadek, prosto z ulicy trafiamy do niewielkiej pracowni malarskiej, gdzie mieszkający tu od 17 lat niemiecki artysta opowiada nam o swoim życiu. Atmosfera jest wyjątkowa. Przemierzając kolejne uliczki, wspinając się na wzniesienia i zbiegając ku morzu nie mogę zapomnieć o Salvadorze Dali, dla którego Cadaqués było miejscem szczególnym, ale o tym w kolejnej opowieści. Wakacje minęły. Powoli układam sobie w głowie wspomnienia, choć jedną nogą wciąż jeszcze jestem tam. W Katalonii.

 

 

avatar Beata Lipov

Dziennikarka, zawodowo piszę i fotografuję. Na zamówienie urządzam wnętrza, przeprowadzam metamorfozy, robię coś z niczego, inspiruję i motywuję kobiety, prowadzę warsztaty kulinarne, craftowe i fotograficzne. Założyłam i niezmiennie z przyjemnością piszę blog Lawendowy Dom.

Zapraszam

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Cudownie, niemalże można poczuć zapach słońca, morza, powiew wiatru na twarzy. Smak soczystych owoców i warzyw. Zazdroszczę. Ehh… może w przyszłym roku.

Mam nadzieje ze zawsze będziesz Beatko jeśli nie jedna noga to chociaż sercem w Katalonii. Musicie jeszcze poznać górską cześć tego pięknego kraju gdzie zarowno zima jak i lato zapieraja dech w piersiach. Nasz mały lawendowy dom w Pirenejach stoi dla was otworem